Maniak |
Wysłany: Sob 18:02, 01 Gru 2007 Temat postu: |
|
Poziom trudności rzeczywiście jest wysoki. Świetnie przemyślany jest system kampanii. Można się poczuć jak prawdziwy pilot. Walczymy razem z innymi lotnikami, którzy czasem odnoszą sukcesy, czasem giną. Wszystkie zwycięstwa, tak nasze, jak i naszych towarzyszy broni są zapisywane. A trzeba dodać, że w tej grze niełatwo zestrzelić przeciwnika. Tak więc, każde zwycięstwo daje mnóstwo satyafakcji, przynajmniej dla mnie. Świetny symulator. No i PZL-11 C można sobie polatać |
|
Jahoo |
Wysłany: Pią 16:14, 11 Maj 2007 Temat postu: IŁ2-Sturmovik |
|
Od czasu do czasu trafia w moje ręce gra, o której trudno mi jest napisać dłuższy tekst tylko z tego powodu, iż jedyne co mi się ciśnie na klawiaturę, to zwyczajne stwierdzenie: kurcze, to jest po prostu fajna gra. Dobrze wtedy wiem, że ile bym się nie opisał na jej temat, nic mój trud do tej pierwszej myśli nowego nie wniesie. Tak będzie właśnie tym razem – „Ił-2 Sturmovik” drastycznie podniósł poprzeczkę dla wszelkiego rodzaju symulacji komputerowych, a niniejszy do niego dodatek jeszcze ją lekko trącił ku górze. To jest po prostu bardzo dobra gra, aczkolwiek pisząc „gra” często będę miał na myśli oryginalny „Ił-2” wzięty razem z „Forgotten Battles”, gdyż gdyby chcieć poddać ocenie jedynie nowości zawarte w dodatku, wówczas ocena ta mogłaby się okazać krzywdząca dla... świetnego przecież symulatora. A teraz postaram się ująć to samo, ale w kilkudziesięciu zdaniach ujętych w kilka akapitów.
Podstawowa cecha „Iła-2”, która ani na jotę nie uległa zmianie to ta, iż symulator ten ciągle jest trudny i to niezależnie od stopnia zadanego realizmu. Historia zna przypadki symulatorów, w których łatwiej było prowadzić maszynę na najwyższym poziomie trudności, niż w FG na najniższym. Co z tego, że samolot może się odbijać od ziemi jak piłeczka pingpongowa od blatu stołu, jeśli utrzymanie się na ogonie znerwicowanego przeciwnika trudniejsze jest niźli ścinka z podkręconego serwu? Już sam start z lotniska ma prawo przysporzyć nie lada problemów, gdyż gra ochoczo pamięta nawet o takich detalach jak skręt samolotu wywołany samym tylko ruchem obrotowym pojedynczego śmigła. Jest to oczywiście wspaniałe doświadczenie dla każdego weterana przestworzy, niemniej jednak... trudne złego początki i z niejakim wstydem przyznaję się do kilku urwanych skrzydeł oraz paru samolotów zakopanych dziobem w grządkach obok pasa, zanim jakąkolwiek maszynę udało mi się poderwać do lotu. A im dalej tym weselej... Cały czas, niezależnie od tego, czy wokół gracza poświstuje wiatr, czy kule z pokładowych cekaemów, gro uwagi poświęcić przyjdzie na utrzymanie się w powietrzu. Oto jest symulator latania, do którego najlepszą instrukcję stanowi podręcznik pilotażu. Fizyka zachowania się samolotu dopracowana została tak szczegółowo, że praktycznie wszelkiego rodzaju ewolucje własnego pomysłu – podstawa walki w większości podobnych gier – nie mają tu racji bytu. Piloci mieli sto lat na opracowanie niezbędnej puli manewrów i naprawdę warto je sobie przyswoić i wyuczyć się ich, gdyż eksperymentowanie nie popłaca. Nie ma nic bardziej frustrującego i deprymującego niż wpadnięcie w poziomy korkociąg tylko dlatego, że w ferworze walki zrobiło się zwrot za wrogiem z akcentem na „wrogiem” miast na sam „zwrot”. Pamiętać bowiem należy, że duża część uroku „Iła-2” bierze się z epoki, w której będzie dane nam latać – tu komputer pokładowy nie wyrówna lotu, nie zwiększy dopływu mieszanki w krytycznym momencie i nie zaprotestuje, gdy prędkość maszyny w locie nurkowym zacznie przekraczać jej wytrzymałość konstrukcyjną. Dlatego każdy z samolotów, za których sterami można zasiąść warto poznać, ale zdecydować się należy, przynajmniej z początku, na jeden model i na nim nauczyć się latać. Wielkie brawa za to należą się Olegowi Maddoxowi, który znalazł tak doskonałe zastosowanie dla swojego nastoletniego doświadczenia zdobytego nad deską kreślarską. Jemu brawa, a graczom przestroga. Myśląc o tym, ile trzeba się nauczyć, by zacząć z jego symulatora zacząć czerpać prawdziwą przyjemność, przypomina mi się pokój jednego z pilotów z mojej rodziny, w którym to pokoju spałem lata temu, gdy LOT upgrade’ował swoją flotę. Wrzucony na materac, upchnięty pomiędzy komputer a sterty książek sunąłem wzrokiem po majaczących w mroku regałach i w końcu dostrzegłem coś, co nie dało mi zasnąć przed dłuższy czas – za bardzo chciało mi się śmiać... Był to „Boeing 767, User’s Guide” – kilkanaście opasłych tomów zajmujących dobry metr bieżący półki...
Zachęcam do kupna (jeżeli jeszcze jest na rynku :P).
Z poważaniem
Jahoo |
|